Droga do Siem Reap dała nam możliwość ujrzenia prawdziwej Kambodży. Tej, której wielu turystów nie chce w ogóle zobaczyć, bo zmusza do określenia siebie, ustanowienia swojego stanowiska wobec skrajnej biedy. Droga do Siem Reap była dla nas uciążliwa, wszystkie organy wewnętrzne przemieszczały się w różne strony tańcząc zgodnie z rytmem wybijanym przez dziury napotkane na drodze. Khmerowie nazywają tę drogę "dancing road".
Widzieliśmy jednak, że ruch na drodze był spory a autochtoni poruszają się w o wiele gorszych warunkach niż my. My jechaliśmy ściśnięci w liczbie ok. 25 osób, w pozycji półleżącej w rozklekotanym, ale krytym autobusie, oni natomiast na ciężarówce w liczbie ok. 40 osób z szalami owiniętymi wokół głowy, będącymi jedyną osłoną przed piaskiem i kurzem unoszącym się z nad drogi. Dużo też było motocykli, na których mogła przemieszczać się cała rodzinka ( jednego razu naliczyliśmy 6 osób na jednym motorze ). Drogę otaczały wyschnięte równiny przeznaczone najprawdopodobniej pod uprawę ryżu. Co jakiś czas mijaliśmy wioski, które wyglądały jak te z filmów o krajach trzeciego świata. W Tajlandii tego typu wioski były atrakcją turystyczną. W Kambodży był to natomiast standard. Drewniane chaty na palach, pokryte liśćmi czy słomą. Dzieci bawiące się nago wokół nich.