Mini surviving został dla nas, pracowników firmy siedzących za biurkiem, zorganizowany przez firmę zewnętrzną. Był to najszybszy i najprzyjemniejszy, ze znanych mi, sposób relaksu dla tzw. białych kołnierzyków.
W piątek przed południem pojechaliśmy na Mazury. Po przyjeździe na miejsce dostaliśmy do założenia białe, ochronne kombinezony i "z marszu" ruszyliśmy do akcji pod nazwą "Przygoda". Pracownicy zewnętrznej firmy organizującej nam ten wyjazd, przebrani za Indian, co rusz wyłaniali się, w najbardziej nieoczekiwanych momentach, by przekazywać nam instrukcje dalszego postępowania. Moja grupa rozdzieliła się na trzy części, według koloru oczu. Ja trafiłam do zielonookich. Osobną grupę stanowili piwnoocy i niebieskoocy.