Dotarliśmy do Ajutti nad ranem. Tuk-tuki jak zwykle czekały na pasażerów na dworcu. Ciekawą formą wzbudzania zaufania obcokrajowców do danego kierowcy był notesik, w jaki był wyposażony niemal każdy "tuktukowiec". W owym notesiku pokazywał rekomendację napisaną przez poprzednich pasażerów w języku kraju, z którego pochodził dany turysta. I rzeczywiście jak zobaczyliśmy, że przypuśćmy Ania i Grzegorz polecają nam w języku polskim pana Taja, to nie było jak nie uwierzyć, że przekaz był napisany od serca i jest prawdziwy ( bo niby skąd Taj nie będący od urodzenia polonofilem mógłby znać litery typu "ż", "sz" i "ą" i jeszcze do tego ułożyć z nich jakiś wyraz, a potem zdanie, mające do tego sens ). Wiedząc jednakże, iż hotel z przewodnika Pascala ( Chantana Haus ), do którego się udaliśmy jest niedaleko, a prom nie jest w Tajlandii żadnym luksusem, a jedynie środkiem do przeprawy na drugą stronę rzeki, przemierzyliśmy tę odległość na własnych nogach.