www.umysl.pl  ... dodaj do ulubionych. 1 strona 1 strona Powrót - wstecz 1 strona Powrót Napisz do nas Napisz do nas Szukaj: Umysl.pl, wyszukiwarki, encyklopedie Szukaj Spis treści Spis treści    
 
Indie Podglądając Indie
  Piknik India  

Menedżerowie indyjscy są zapracowani jak chyba wszędzie na świecie. Od kilku tygodni planowana jest wycieczka i stale coś wypada. A w maju, ze względu na temperaturę nie będzie to już możliwe. Natomiast panie potrafią się zebrać i zorganizować wyjazd...
Nie obyło się co prawda bez "małych" poślizgów, wyjazd zapowiadany na godzinę 6:00 (zbiórka o 5:45), przesunął się o dobrą godzinę, ale już przed czasem, gdy upał staje się odczuwalny i dokuczliwy, udało się pokonać znaczną cześć trasy. Niestety, droga w jedną stronę to ponad cztery godziny. W podskakującym, wypełnionym do ostatniego miejsca autobusie, do którego kierowca chciał jeszcze dopakować oponę, tak na wszelki wypadek... I zaraz na początku śniadanie, czyli paczuszki owinięte w gazetę, z placuszkami ryżowymi, do tego sos-chutney i tradycyjnie coś słodkiego. Oraz kawa, w mikroskopijnych kubeczkach, znów nie zapomniano o cukrze...

Plan przewidywał odwiedzenie świątyń w okolicach Tumkur i rekreację w ośrodku wypoczynkowym około 30 km od Bangalore (inne informatory podają nawet 60 km). Do pierwszego celu podróży dotarliśmy w samo południe, więc Hinduski musiały odpowiednio przygotować się do wymarszu. Do sari czy choodi dar zakładały "amerykańskie" czapki z daszkiem. Czasem podczas spacerów widuję panie, także w zwiewnych strojach, ale obute w ciężkie adidasy. Zazwyczaj noszą raczej klapki. Jest to wygodniejsze, gdy należy zdejmować obuwie przed świątynią. A jak się okazało, czynność tą powtarzano kilka razy, praktycznie co chwilę... Pokłon i ofiara przed Ganashem, Bogiem o postaci słonia; do niego należy zwracać się rozpoczynając wszystkie działania, pewnie dlatego miejsce jemu poświecone usytuowane jest na początku. Wejście po kilkuset schodach jeszcze utrudniają małpy, są tak zuchwałe, że piszczą i domagają się pożywienia. Jedna z pań, szarpana za sari, omal pokaleczyłaby się o stopnie. Kształt świątyni i otoczenie gór kojarzą mi się z terenami Himalajów...

Przed wejściem zakup kwiatów i już można zanurzyć się w grocie z XI wieku, poświęconej Siwie. Pomieszczenie tak niskie, że należało się pochylać, o charakterystycznym zapachu wilgoci, a wewnątrz pełno ludzi. Nie wiem, czy dlatego zaraz zaczęliśmy się pocić, czy też powodowała to skraplająca się para, osiadła na suficie. Pytałam czy mogę robić zdjęcia, strażnik zezwolił; ale natychmiast po błysku lampy rozeszło się syczenie i oburzone okrzyki. Po zakończeniu ceremonii kapłan dzielił ofiary i czas na spożywanie prasad (gotowanego ryżu z topiącym się masłem i słodyczy), o które upominały się też zaglądające przez okna małpki. Wejście do następnej świątyni, gdzie podłoga była podniesiona w stosunku po otoczenia. Pytałam, czy kładziono może nową posadzkę. Okazało się, że założeniem jest, iż stając przed obliczem Boga ludzie powinni się pokłonić. Przejście przez ulicę i zaraz kolejny obiekt z kwadratowym basenem, wokół którego w maleńkich kaplicach zgromadzono posągi bóstw. I wielkie święte drzewo otoczone wyobrażeniami duchów opiekuńczych.

Powrót do autobusu, obok można było kupić owoce jack-fruit (drzewa chlebowego), a przy wejściu podawano Mirindę, wszyscy pamiętają o nawadnianiu się...

I prawie kolejna godzina jazdy w - jak nazwała to jedna z uczestniczek - "ZOO Bus". Określenie to odnosiło się co prawda do mijanego autobusu szkolnego, ale nasz pojazd nie odstawał bardzo od tego modelu. Panie śpiewające, podrygujące, przygotowujące przekąski (popularny, sprzedawany na skrzyżowaniach ogórek zielony, obrany, przekrojony wzdłuż z ostrymi przyprawami).

Wreszcie dojeżdżamy na miejsce odpoczynku - ładny kurort, z basenem, ale żadna kobieta nie kapała się, więc ja sama też nie wchodziłam do wody (a wcześniej specjalnie mi mówiły, żeby zabrać kostium). Zresztą, nie było za bardzo czasu, po lunchu zaraz huśtawki, potem bingo (tym razem grałam, ale bez powodzenia), inne gry (bieganie między palmami), jeszcze herbata, kawa i smażone wiórki cebulowe i przed godziną 17:00 wyjazd. Pan manager nawet pokazał mi domki, na przyszłość...

Podróże kształcą, ale też męczą, w drodze powrotnej wszyscy się już bardzo wiercili. Oparcia z dermy kleiły się, a metalowe wykończenia spowodowały chyba niejednego siniaka. Szczęśliwie, zatrzymywaliśmy się jeszcze dwukrotnie. Raz - wbrew przepisom cała grupa przebiegała przez ulicę, by dotrzeć do świątyni z potężnymi figurami Wisznu. Niektóre panie już w autobusie zostawili klapki, więc potem przejście było dosyć kłopotliwe. Część obiektów była na zewnątrz, więc mogłam bez przeszkód robić zdjęcia. Natomiast w świątyni obowiązywała opłata; zapłaciłabym, ale znajoma obstawała, by nie płacić. Pomyślałam, że może naprawdę nie wypada, że jest to zbyt święte miejsce. A potem nagle, już wewnątrz zwróciła się do mnie (nie zawsze możemy się zrozumieć po angielsku), że mam robić zdjęcia. Konsternacja, jak to, mogę? Oczywiście, musiał się zjawić na to strażnik i zauważyć mnie, wówczas pani Gayathri wykłócała się z nim. Inne panie też mówiły "Nic nie gadaj, idź szybko". Więc to chyba nie do końca jest tak, że nie można robić zdjęć...
I jeszcze jedna świątynia, ale już nawet nie wyjmowałam aparatu. Tam był podobno Budda, choć nie całkiem do siebie podobny. Fakt, wystrój pomieszczenia odbiegający od znanych mi pomieszczeń kultu hinduskiego, wiele precyzyjnych rzeźb na ścianach i posadzce. Niestety, nie wiem, komu było poświecone to miejsce, Hindusi czasem też się gubią!
Pod koniec podróży złapała nas ulewa i zaraz zrobiło się chłodniej. W domu byliśmy po godz.22:00, następnego ranka przepierka i ubrania powiewały sobie na dachu...


~:~


Autor: Grażyna Kowolik

Hinduizm

Prawa autorskie
www.umysl.pl  ... dodaj do ulubionych.
1 strona 1 strona Powrót - wstecz 1 strona Powrót Powrót na górę strony Góra Napisz do nas Napisz do nas Szukaj: Umysl.pl, wyszukiwarki, encyklopedie Szukaj Spis treści Spis treści