www.umysl.pl  ... dodaj do ulubionych. 1 strona 1 strona Powrót - wstecz 1 strona Powrót Napisz do nas Napisz do nas Szukaj: Umysl.pl, wyszukiwarki, encyklopedie Szukaj Spis treści Spis treści    
 
Indie Podglądając Indie
  Podglądając Indie  

Indie. To słowo zagościło w moim sercu bardzo dawno temu i chyba na zawsze. Mimo wielu ograniczeń higienicznych i kulturowych to miejsce, gdzie chcę wracać i wracać.

W trakcie studiów, działając w Kole Naukowym Katedry Międzynarodowych Stosunków Ekonomicznych Akademii Ekonomicznej w Katowicach miałam możliwość, w ramach Ekspedycji Naukowej poznania choć trochę tego zaczarowanego kraju. Program obejmował kontakty i spotkania w wielu ośrodkach i urzędach: Polska Ambasada (po pewnym czasie stała się niemal naszym "domem") i BRH, Bank Światowy, Organizacja Narodów Zjednoczonych (UNDP), Uniwersytet w Delhi. I wszędzie przyjmowano nas z atencją. "Blada" skóra robi w dalszym ciągu duże wrażenie na Hindusach.

Po oficjalnych spotkaniach w Delhi przyszedł czas na poznanie kraju. Już nie w garniturach, ale wchodząc w tłum, jeżdżąc rikszami i próbując specjałów. Był tylko jeden warunek: wszystko musiało być ugotowane, owoce przed jedzeniem sparzone (można sobie wyobrazić prawie czarne winogrona, pierwotnie zielone, czterokrotnie słodsze niż przed kąpielą). Ale cóż, nie należało kusić losu. Napoje jedynie znanego pochodzenia, czyli oryginalnie zamykane, najlepiej z banderolą, żadnego lodu! Dzięki temu nikt z 12 członków Ekspedycji nie nabawił się żadnej choroby, choć przez 6 tygodni mieszkaliśmy w różnych warunkach. A potrawy były różne: tradycyjna kuchnia europejska (wpływy brytyjskie), dużo chińszczyzny, ale też chapati - placki pszenne, thali - ryż z wieloma sosami i warzywami, kurczaki, baranina, ser tofu. I - można jeść palcami!

Po realizacji programu nastąpił podział na mniejsze grupki. My podróżowaliśmy w trójkę (ja i 2 kolegów). Z Delhi pojechaliśmy na północ na Rothang Pass (zdjęcie - według różnych map wysokość 3987, 4112 m n.p.m.). Było to tylko 50 km od granicy Kaszmiru, lecz nie dostaliśmy zezwolenia na wjazd. Wracając - tylko jeden dzień w Darhamsali, siedzibie Dalai Lamy. Następnego dnia Dalai Lama wyjeżdżał do Stanów Zjednoczonych, więc musiał się już wyciszyć i nie przyjmował gości. Po powrocie do Delhi akurat była powódź, monsun był krótki, ale chyba intensywny! Wysiadłam z autobusu i poczułam wodę w butach, a nawet powyżej kolan! Na niektórych ulicach ponad metr wody. Pod powiekami dalej mam obraz: jedziemy rikszą po moście, w dole zalana ulica, w toni koloru kawy z mlekiem widoczna tylko od pasa w górę sylwetka kobiety w cytrynowym sari. Aparaty były schowane z obawy przed zalaniem... Osuszyliśmy trochę ubrania, zwiedziliśmy Red Fort i slumsy Old Delhi.

Matka Teresa z Kalkuty

Następnie wyjazd ze świadomością, że już teraz będziemy prawie miesiąc "na plecakach". W tym czasie zdołaliśmy objechać prawie całe Indie. Majestatyczne, a zarazem delikatne mauzoleum Taj Mahal w Agrze i zwiedzanie nie tylko części reprezentacyjnej, ogólnie znanej. Nam bardzo podobały się bawoły zażywające kąpieli w Jamunie, po drugiej stronie pałacu. W Varanasi nad świętym Gangesem niestety, przez trzy dni padało, więc nie bardzo udała się wycieczka łódką i podglądanie ghat kremacyjnych. Dosłownie - kolega miał aparat ukryty pod kurtką, tym razem opakowany w worek, ale przewodnik poradził, aby nie robić zdjęć, bo ludzie mogą się rozzłościć, są to ich chwile pożegnania z najbliższymi. Ale w zachwalanych "workshopach" kupiłam piękne jedwabne sari (już drugie, pierwsze wypatrzyłam w Delhi). Doświadczyliśmy kolonialnej wielkości Kalkuty, byliśmy w miejscach kultu bogini Kali oraz pracowaliśmy w Misji Matki Teresy. Stamtąd do Madrasu przeżyłam najdłuższą podróż pociągiem - 36 godzin! Potem już nic nie mogło być straszne... Tam (już wtedy mówiło się o zmianie nazwy na Chennai) kąpiel w oceanie. I dziwna świadomość, że jesteśmy tysiące kilometrów od domu, zdani tylko na siebie. Niezapomniane chwile na plaży, ponad dwie godziny czekaliśmy, aż wzejdzie słońce. I ofiara w światyńce boga Ganeszy - mam nawet rachunek! Byliśmy też na południu, w Putaparti (opodal Bangalore) u Sai Baby, jednego z największych żyjących świętych, zdolnego materializować przedmioty i odczytywać ludzkie myśli. Zbudowano tam potężny ośrodek religijny, ze świątynią i aszramem, własną uczelnią, szpitalem i nawet lotniskiem! Bombaj objawił się nam jako miasto z innej bajki, zupełne przemieszanie kultur, zwyczajów i narodów. Spacer wśród mieszkających na plaży w odpadach ludzi i zwierząt (z drapaczami chmur w tle) do Wiszących Ogrodów, gdzie na wieżach milczenia zgodnie z wierzeniami składane są zwłoki ludzkie, by porwały je sępy. Dalej podróż stateczkiem na Elefantę, małą wysepkę z zabytkami minionych wieków i małpami. Na zakończenie podróży Camel Safari na Pustyni Thar, spędziliśmy tam równonoc pod gołym niebem z dwoma wielbłądami u boku. Powrót do "domu w Delhi" oznaczał już tylko oddech przed wylotem do kraju.

Patrząc na mapę - ładny kawałek...
Po powrocie do Delhi (nie istniały jeszcze telefony komórkowe) otrzymaliśmy informację, że wszyscy koledzy już wylecieli do kraju. Mieliśmy poczucie, że zamykamy "pochód". Ostatnie spotkania, spacery, zakupy na targu, chwila zamyślenia przed powrotem. I już zaczęłam marzyć, by wrócić. Zresztą tak mówiła przepowiednia...

Spacerowałam główną ulicą New Delhi, kramiki i większe sklepy. Na rogu siedział czyściutki Hindus, już nie pamiętam czy był w turbanie. I dobrą angielszczyzną (czasem mięliśmy spore kłopoty z porozumieniem się), młodzież mówi po angielsku, z osobami starszymi można się było porozumiewać na migi lub używając podstawowych czasowników. Niektórzy także posługiwali się językiem rosyjskim. Hindusi bardzo lubią się targować, więc liczebniki są ogólnie znane. Wykazują się dużym sprytem wypowiadając je niewyraźnie. A później jest powiedziane "Mówiłem Ci czterdzieści (np. forty zamiast thirty), a Ty się zgodziłaś". Indie, na wszystko trzeba zwracać pilną uwagę. Tymczasem sadhu zaczął zachwalać, że przepowie mi przyszłość. Najpierw miałam sobie wybrać liczbę - wybrałam 7, On jej nie znał. Coś mamrotał, aż w końcu mu wyszło to 7! Potem miała być dalsza przepowiednia, ale najpierw otworzył księgę i... kazał położyć datek! Więc się skończyło... Wcześniej jeszcze powiedział, że wrócę do Indii za dwa lata. Widać, fakt, ze okazałam się sknerusem zemścił się...
Dojechałam prawie po dziesięciu, ale za to na długo. Na razie jestem sześć miesięcy, za dwa miesiące kończy się mój pobyt, ale pewnie wrócę...

Dzięki uprzejmości Pana Krzysztofa załączam obserwacje z obecnej bytności, jak i garść wspomnień. Myślę, że nie powinny tak po prostu zginąć lub siedzieć tylko w mojej pamięci...


~:~


Autor: Grażyna Kowolik

Hinduizm

Prawa autorskie
www.umysl.pl  ... dodaj do ulubionych.
1 strona 1 strona Powrót - wstecz 1 strona Powrót Powrót na górę strony Góra Napisz do nas Napisz do nas Szukaj: Umysl.pl, wyszukiwarki, encyklopedie Szukaj Spis treści Spis treści