1 strona Powrót Napisz do nas Szukaj Spis treści | |||||
|
Wystawa |
|
3 marca w Spółdzielczym Domu Kultury "ODEON" w Czeladzi odbył się wernisaż wystawy fotografii podróżniczej "Podglądając Indie". Kilka miesięcy spędziliśmy na przygotowaniach: wybieranie zdjęć - co nie było łatwe, biorąc pod uwagę ich liczbę, dyskusje o wyeksponowaniu pamiątek, strojach, doborze menu...
Wreszcie stało się - staję na scenie i witam przybyłych gości tradycyjnym "Namaste".
I prowadzę od Delhi, przez lodowiec na przełęczy niedaleko Kaszmiru, do klasztoru buddyjskiego i siedziby Dalai Lamy. Dalej do Taj Mahalu w Agrze - pomnika wiecznej miłości... I Varanasi nad Gangasem, gdzie - według wierzeń - należałoby oddać ostatnie tchnienie, być spalonym na ghatach, a prochy winny zostać wrzucone do świętej rzeki.
Kiedy we wspomnieniach "docieram" do Kalkuty jak żywy staje mi przed oczami obraz Matki Teresy i wnętrze Domu Sióstr Miłosierdzia. Pięć dni spędzonych w Kalkucie zapadło w sercu chyba do końca życia. I długo pamiętać też będę podróż stamtąd do Madrasu (tylko 1,5 doby!) w "luksusowych" warunkach pociągu II klasy z miejscami leżącymi, czyli gorąco, pod sufitem, z rojem much... Do tego zapachy oferowanych przysmaków i czasem ciał niemytych przez dłuższy czas. I wojskowi pilnujący porządku, z wielkimi karabinami. Oraz łańcuchy, podtrzymujące leżanki, i mniejsze, które miały zapewnić, że bagaż wysiądzie z prawowitym właścicielem... Dalsza podróż na południe, do aszramu Sai Baby, by na własne oczy zobaczyć żyjącego świętego i ludzi, z całego niemal świata, oddających mu najwyższą cześć.
Jeszcze tylko Bombaj, miasto-zlepek mentalności, otwarte na wszystkie kultury, mekka nowoczesności. A stamtąd już tylko krok (czyli trzy godziny statkiem) na Elefantę - wyspę Słonia, z jedną z najstarszych, kutych w skale świątyń, gdzie mieści się rzeźba Trimurti - Trójca bogów. Powoli "Zamykam" krąg podróży. Mała chwila na grzbiecie wielbłąda podczas "Camel Safari" i już powrót do Delhi. I ostateczne pożegnanie z Indiami...
Moim opowieściom towarzyszyły dźwięki sitara i tanpury. Oprawę muzyczną stanowił występ zespołu pana Michała Czachowskiego, wirtuoza gitary flamenco. Mogliśmy dowiedzieć się, że korzeni tej muzyki należy poszukiwać w Indiach. Tam właśnie pan Michał został zaproszony, by uczyć gry na gitarze, a sam kształcił się na instrumentach indyjskich.
Następnie prezentacja zdjęć. Takich "indyjskich", bardzo kolorowych, może nawet trochę kiczowatych. I znów można było usłyszeć jakże "odległe" od siebie komentarze. "Wspaniałości" i "bieda", "ujmujące piękno" i "strach przed brudem i chorobami"...
Chyba wszyscy tak reagują. Wszak Indie to kraj bajki i bogactwa dla jednych i zapomnienia o podstawowych potrzebach ludzkich dla ludzi mieszkających całkiem niedaleko... Wspaniałości i biedoty. Słodkich aromatów i smrodu ścieków. Wystawnych rezydencji i siedlisk skleconych z byle czego, lub ograniczających się do dziurawej derki.
I "małe co nieco" miało charakter i smak indyjski... Były co prawda sztućce, ale obrzędowe liście bananowca z wielkim sukcesem zastąpiły "miseczki" z naszej poczciwej kapusty!
Autor: Grażyna Kowolik
1 strona Powrót Góra Napisz do nas Szukaj Spis treści |